2009-02-28

The Curious Case of Benjamin Button


Czaiłam się na ten film ponad miesiąc (a dokładnie od 12.stycznia:p). Przez „sesję” czyli styczniowy zapierdziel nie miałam jak go obejrzeć, potem w lutym będąc w domu nie miałam natchnienia. I dziś (tj. wczoraj), czekając na Marka Ronsona włączyłam. Początek był mało wciągający. Zapewne mój kult młodości i gładkości nie do końca pozwalał mi się wgłębiać, itp. Gdy Benjamin dowiedział się, że jest Buttonem, film nabrał tempa, zaczęło się coś dziać. Zaczęłam się wkręcać, przeżywać. Oczywiście poryczałam się na końcu, no bo jakżeby inaczej. Dobrze, że miałam ten film na dysku, bo jakbym do kina na to poszła… tragedy :P

Film bardzo mi się podobał. Takie jest moje odczucie tuż po obejrzeniu.

A teraz coś typowego dla mnie:
1) Za bardzo, w sensie za sztucznie, odmłodzili Brada, chodzi mi o moment jak odwiedził salę taneczną i poznał… (obejrzyjcie i się dowiedzcie;p). Cate jako nastolatka była taka głaaadka ale jakoś tak, hm… no nie wiem, lepiej zrobiona.
2) Scena, to jest dosłownie urywek, jak Benjamin sobie żegluje, za pierwszym razem, słoneczko lekko zachodzące już chyba, otula jego twarz swoimi promieniami - ten fotos na tapetę, na serio
3) Plakat promujący jest okropny. Cate Blanchett wygląda dobrze, ale Brad... Jak dla mnie, za duży naturalizm, czy jak to tam się zwało :P



Polecam!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz